„Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa." - Juliusz Słowacki

JESZCZE zamiast NIGDY

Jeszcze zamiast nigdy

Nasi uczniowie, a także my sami, stajemy często przed nowymi wyzwaniami. Ktoś powie: Nigdy nie nauczę się płynnie mówić po polsku, to taki trudny język. Nigdy nie nauczę się poprawnie pisać. Nigdy nie zmienię tej pracy. 

Tracimy wiarę w swoje możliwości i poddajemy się. Ale może być też inna sytuacja. Mamy wszystko poukładane, zaplanowane, po cóż więc cokolwiek zmieniać, lub zadawać sobie dodatkowy trud? W tym przypadku decydujemy się, świadomie, bądź nie, na nie wzmacnianie naszego rozwoju. 

Zanim podzielę się z państwem tym, co mówi współczesna psychologia na temat otwartego umysłu, chciałabym przedstawić historię Asi.

W szkole podstawowej lubiła recytować wiersze, uczyć się ich na pamięć, brać udział w konkursach recytatorskich. Pewnego dnia zobaczyła w czasopiśmie dla młodzieży informację o konkursie na napisanie wiersza. Napisała dość szybko wiersz o drzewie i wysłała. Kiedy otrzymała kopertę z adresem nadawcy, serce zaczęło jej mocniej bić, a biło jeszcze szybciej, kiedy przeczytała, iż owszem może pisać, ale talentu w jej pisaniu nie ma. To był cios, który zablokował ją na długo. No bo jak można pisać wiersze, choćby się czuło taką potrzebę, skoro talentu ani za grosz. Minęła szkoła podstawowa i średnia, przyszły studia. I tu pod wpływem wykładów filozoficznych bardzo mądrego profesora, odkryła nowe horyzonty. W jej głowie kłębiły się myśli, nowe odkrycia wykraczające poza czas i przestrzeń. Nie mogąc ich w głowie pomieścić, wylała je ciurkiem na papier w ciągu jednej nocy. I poczuła się szczęśliwa. Zapisanych kartek przybywało. Profesor był bardzo otwarty dla studentów i to ją zachęciło aby mu swoje wiersze pokazać. Nie mogła uwierzyć, kiedy ją pochwalił za ciekawe skojarzenia i powiedział o wierszach: dobre, tylko w paru miejscach trzeba poprawić. Wybrał kilka lepszych i oznajmił: te możesz drukować. 

Asia miała otwarty umysł, którego rozwój w kierunku literackim został przez cenzora zablokowany. Często blokują nas inni: w naszej rodzinie nie ma muzycznie uzdolnionych, nie mamy tego w genach. Blokujemy się również sami: nie dam rady, nie potrafię.

A gdybyśmy spróbowali mówić o swoich możliwościach inaczej, dodając jedno magiczne słowo “jeszcze”? Jeszcze nie potrafię płynnie czytać, jeszcze nie potrafię poprawnie pisać, jeszcze nie umiem gotować, jeszcze muszę tu pracować. Magiczne słowo “jeszcze” nie zamyka drzwi do naszych osiągnięć. Zakłada osiągnięcie ich w przyszłości.

 Współczesna psychologia podkreśla, że od nas samych zależy nasz rozwój jeśli posiadamy przekonanie, że posiadamy kontrolę nad swoimi możliwościami, możemy je rozwijać i doskonalić. I nawet nie chodzi tu głównie o wysiłek i ciężką pracę, ale o wiarę i przekonanie, że jeszcze czegoś nie umiemy, ale to jest stan chwilowy, który w przyszłości się zmieni. 

Wiara we własne możliwości wpływa pozytywnie na każdy aspekt naszego życia.

Ewa Krasoń 

Jak ustawić poprzeczkę?

Sytuację pamiętam dokładnie. Okres wywiadówek w szkole i odbiór ocen za pierwszy semestr nauki. Korytarzem idą dobrze mi znane twarze, mama z dwójką dzieci. Zatrzymuję się i pytam o  oceny Agatki, którą uczyłam i dobrze znam. Oczekuję pochwał i uśmiechu na twarzy mamy dumnej z osiągnięć córki. Tymczasem widzę rozpacz i to autentyczną, bo Agatka ma jedną czwórkę zamiast piątki. Mama robi wyrzuty Agatce, ta się tłumaczy. Staram się ratować sytuację, chwalę Agatkę za pozostałe piątki, tłumaczę mamie jak solidnie trzeba pracować na piątkę z polskiego. Agatka patrzy mi w oczy z nadzieją, ale mimo moich wysiłków, mama nie może przełknąć tej jedynej czwórki. Agatka czuje się źle, ja jeszcze gorzej, bo nie udaje mi się jej pomóc. Mama jest nieugięta.

Więc może warto się zastanowić nad naszymi oczekiwaniami wobec dzieci. Czy nie jest zbyt ryzykowne stawianie poprzeczki za wysoko? Czy nasze dziecko musi być perfekt, czy trzeba mu wmawiać, że jest geniuszem i wszystko potrafi? A co będzie, jeśli w życiu dorosłym czemuś nie podoła, nie dostanie wymarzonej pracy, szef go nie pochwali. Jak sobie z tym poradzi? A jeśli zostanie szefem, czy nie będzie zbyt wymagający wobec swoich podwładnych? I na koniec zadajmy sobie pytanie: czy nie będzie lub ile będzie w tym naszej winy?

Jak więc zrównoważyć własną postawę wobec naszego dziecka, aby nie być ani za mało ani za dużo wymagającym? 

Najrozsądniej jest rozpoznać możliwości dziecka i stawiać mu wymagania na jego poziomie. Zamiast chwalić dziecko słowami: Jaki ty jesteś mądry, geniusz prawdziwy, chwalić jego pracę: np. To ćwiczenie było trudne, rozwiązałeś je dobrze, jestem z Ciebie dumna; twoje wypracowania są coraz dłuższe, to znaczy, że coraz więcej umiesz, warto chodzić do polskiej szkoły, prawda?

Bardzo często nasze dziecko chce być pochwalone, staje przed nami z zeszytem w ręku, nieukrywaną radością w oczach i czeka na pochwałę. Tymczasem zadanie, które wykonało pełne jest pomyłek. Co zrobić? Nie możemy powiedzieć, dobra robota, bo skłamiemy i nauczymy dziecko bylejakości. Nie możemy też całkowicie zganić, bo przecież praca została wykonana. Co więc zrobić?

 Najlepszym rozwiązaniem jest postarać się znaleźć w tym chaosie jedną rzecz dobrze zrobioną i za tę rzecz pochwalić. Może to być zdanie poprawnie zbudowane, wyraz prawidłowo napisany, ciekawie dobrane kolory w rysunku, itd.  Dziecko otrzymuje wówczas informację, że jednak coś potrafi zrobić dobrze, a skoro zrobiło dobrze jedną rzecz to może zrobić kolejną, i kolejną.

Ewa Krasoń

Polska Parafialna Szkoła im. Juliusza Słowackiego w Wheeling

Moda na luz. Czy kultura w kościele ma jeszcze prawo głosu?

Należy stwierdzić, że w dzisiejszej dobie coraz częściej narzekamy na brak
kultury a już z przykrością trzeba stwierdzić, że przekroczyła ona próg kościoła.
Często zapominamy, że swoim zachowaniem dajemy świadectwo naszej wiary
i szacunku do innych, oraz, że kościół to miejsce gdzie szczególnie obowiązują
nas zasady savoir-vivre’u.

Kwestia ubioru plasuje się na czołowym miejscu. Szczególnie latem, kiedy
nosimy lekkie ubrania. Wchodząc do kościoła powinniśmy więcej uwagi
przywiązywać do stroju oddając tym samym szacunek zarówno miejscu w jakim
się znajdujemy jak i otoczeniu. Należy przyznać, że problem ten nie dotyczy
tylko dzieci, ale często dorosłych. Zarówno kobiet z odsłoniętymi ramionami jak
i mężczyzn w krótkich spodenkach. Nasz strój i nasze zachowanie w kościele
to także dyskomfort dla osób uczestniczących w liturgii.

Do wielu świątyń nawet innych wyznań, można wejść dopiero po nakryciu
ramion i nóg. Dlaczego my katolicy nie oddajemy należytego szacunku naszej
świątyni ? Może tutaj powinna nastąpić chwila refleksji.

Innym jakże popularnym przejawem braku szacunku do miejsca w którym
przebywamy jest żucie gumy, konsumowanie przekąsek czy słodyczy.
Dotyczy to najczęściej dzieci. Ale czy nie należy wyjaśnić dziecku,
że jest to wyjątkowe miejsce i przez godzinę nikt z głodu nie umarł.
Przypomina mi się stare polskie przysłowie: „Czym skorupka za młodu
nasiąknie , tym na starość trąci”. Uczmy więc dzieci stosownego zachowania
w miejscu takim jak kościół.

Pan Jezus powiedział.. „Pozwólcie dzieciom przyjść do mnie”… należy więc
przyprowadzać dzieci do kościoła, ale i uczyć szacunku do tego miejsca.
Dzieci są nieprzewidywalne i trudno jest im zachować spokój przez dłuższy
czas, dlatego w wielu kościołach powstają miejsca dla rodziców z małymi dziećmi. Rodzice jednak często rezygnują z tego udogodnienia i płacz dziecka w kościele rozprasza wiernych. Czasem nawet nieświadomie nie zdajemy sobie sprawy jak utrudniamy skupienie się innym.

Przejawem ignorancji jest również dzwoniący telefon w czasie mszy św. Godzina bez telefonu to dla niektórych dyskomfort. Szczególnie młodzież podczas mszy nadrabia zaległości w korespondencji wystukując SMS-y.
Nie chodzi tutaj o ograniczenie kontaktów międzyludzkich, ale na takie rozmowy jest miejsce poza kościołem. Może więc należy przypomnieć naszej latorośli, że świątynia to nie miejsce na rozmowy z koleżanką, ale na rozmowę z Bogiem, bo taki był cel przyjścia do niej.

Renata Rudnicki

Spotkanie ze szkołą, czyli o czym powinni wiedzieć rodzice.

Nowinę o rozpoczęciu nauki w szkole dziecko przyjmuje entuzjastycznie. Tornister, książki, czy nowe przybory sprawiaj, mu wielką, frajdę. Dzieci popisuj, sic często przed rodzin, nowym nabytkiem maszeruj,c tam i z powrotem, aby z dum, sic zaprezentować . Nie zdaj, sobie sprawy z tego, że szkoła jest dla nich wyzwaniem, ale jest to również obowiązek, jaki stoi przed rodzicami.

Rodzice oczekują od dziecka dobrych ocen, co nie zawsze uzależnione jest od jego umysłowego poziomu. Mimo, że w młodszym wieku nie miało problemów z zapamiętaniem wierszyków czy piosenek, w szkole ma trudności z powtórzeniem materiału szkolnego lub zapamiętaniem go.

Po krótkim czasie może sic zdarzyć, że dziecko z coraz mniejszym zapałem idzie do szkoły, niechętnie odrabia lekcje, lub nie chce rozmawiać na tematy szkolne.

Jest to pierwszy sygnał, że ma kłopoty z nauką, i nie może podołać obowiązkom szkolnym. Wniosek może okazać sic zbyt pochopny, dlatego należy sprawdzić to przypuszczenie. Jeżeli jednak okaże sic, że tak, należy dziecku natychmiast przyjść z pomoc, i nadrobić zaległości. Wspólne odrabianie lekcji, kontaktowanie sic z nauczycielem, chodzenie na wywiadówki, to tylko niektóre formy pomocy. Należy pamiętać, aby nie rezygnować z czynności, które sprawiaj, dziecku kłopot i prosić nauczyciela o tolerancję wobec braku umiejętności dziecka. Należy być konsekwentnym i wymagać, aby samo nabrało sprawności. Należy odróżnić pomoc dziecku od wyręczania go. Większość z nas tego nie potrafi.

Dziecko nie powinno traktować odrabiania lekcji jako przykrego zajęcia. Nietrudno przecież zmienić szkołę w zabawę, zwłaszcza w początkowych klasach szkoły podstawowej.

Wyrabiać w dziecku dobre nastawienie do szkoły. Nie robić uwag na temat nauczyciela w obecności dziecka. Nie należy mieć również wygórowanych wymagań i oczekiwań, i nie wymagać, aby było dobre ze wszystkiego.

To one mogą być przyczyną niechęcią dziecka do szkoły. Kiedy jednak dojdziemy do wniosku, że dziecko nie ma kłopotów z nauką, ale w dalszym ciągu niechętnie chodzi do szkoły, możemy sic spodziewać, że dziecko ma kłopoty innej natury.

W szkole panują odmienne reguły stanowiące dla dziecka nowe wyzwanie, z którym nie potrafi ono sobie samo poradzić.

Musimy uświadomić sobie, że szkoła to nie tylko miejsce, w którym dziecko zdobywa wiadomości. To tutaj nawiązuje liczne kontakty z rówieśnikami, zawiera pierwsze znajomości i przyjaźnie.

Dziecko, które do tej pory traktowane było indywidualnie, teraz zaczyna funkcjonować w grupie.

Dziecko powinno umieć współżyć w grupie rówieśniczej, podporządkować sic celom ogólnym, posiadać umiejętność dostosowania się i ustępowania. Zdarza się, że musi podporządkować sic innym uczniom bardziej przebojowym.

Skrajnym przypadkiem jest sytuacja w której dziecko staje sic “kozłem ofiarnym”.

Aby temu zapobiec rodzice powinni zadbać o to, aby dziecko zanim znajdzie sic w społeczności szkolnej, miało sposobność spotykania sic z innymi dziećmi. Takie nawiązane znajomości na innym gruncie pomogą mu w przełamaniu nieśmiałości, rozwija komunikację słowną, wyrabia umiejętność spostrzegania i słuchania. Dlatego rodzice powinni być czujni nie tylko w kwestii postępów w nauce, ale także obserwować kontakty z rówieśnikami. Powinni uczyć dziecko współżyć z innymi i zwracać uwagę na potrzeby innych dzieci. Im więcej takich kontaktów, tym lepiej dla rozwoju dziecka.

Inną przyczyną niepowodzeń mogą być trudności związane z zaakceptowaniem nowego stylu życia, reguł i dyscypliny tak różnej od poprzedniej.

Nauczyciel nie jest w stanie jednakowo poświecić uwagi wszystkim dzieciom w klasie. Dlatego rodzice powinni wyjaśnić, dlaczego w szkole traktuje sic je z mniejszym zainteresowaniem.

Pamiętajmy, że nie tylko szkoła jest winna temu, iż dziecko jej nie lubi. Często przyczyna tkwi w rodzinie, która wcześniej nie przygotowała dziecka do spotkania ze szkołą.

Renata Rudnicki